sobota, 29 maja 2010

Pan Melańczuk i przesadzane drzewa

Miało na tym blogu nie być takiego pisania, ale nie potrafię sobie tego odmówić. Są mianowicie na świecie rzeczy, które zwyczajnie do siebie nie pasują i pod żadnym pozorem nie wolno ich łączyć. Jak np. paski i kratka, skarpety frote i sandały – to po prostu razem nie działa. Podobne uczucie naszło mnie gdy skacząc wczoraj (29.05.2010) po kanałach zobaczyłem występ Maleńczuka na koncercie Top Trendy.

Nie wiem jak bardzo sam Maleńczuk się do tego przyłożył, ale urządzili mu jubileusz z okacji 25-cio lecia działalności artystycznej, gdzie śpiewał swoje nowe i stare przeboje. Przez cały czas trwania tego żenującego koncertu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że na siłę próbuje się wtłoczyć tego biednego, niemałego przecież Maleńczuka w niskie ramy estradowego jarmarku. Gdy wił się w cudacznych pląsach w towarzystwie zespołu tanecznego z mdłą choreografią czułem jedynie smutek, nostalgię i wstyd. Smutek z powodu upadku wielkiego artysty. Nostalgię za czasami gdy śpiewał „Psychopop” z Pudelsami i „Ramblin’ On My Min” na solowych koncertach tylko z gitarą. Wstyd, że muszę to wszystko oglądać. Pokraczne wygibasy Maleńczuka były tak nienaturalne, że nawet kamerzysta miał problemy żeby przedstawić wokalistę tak, aby dało się to oglądać. Widok niepokornego Pana Maleńczuka mizdrzącego się do bandy gofrojadów z nadwagą był żałosny.

Ja doskonale rozumiem, że artysta jak sam mówi o sobie „po przejściach” i z „przeszłością” w pewnym momencie może mieć dość koncertowania w obskurnych klubach w miastach i miasteczkach gdzieś na końcu świata, dla 20 pijanych osób, bez garderoby czy jakiegokolwiek zaplecza (czasy Homotwist). W pewnym momencie można mieć po ludzki dość. Maleńczuk miał dość i od jakiegoś czasu zapowiadał, że od teraz „robi w popie”. Nie przewidział chyba jednak, ze w „popie” nie każdy robić może, nie każdy umie i nie każdy doń pasuje. Jak mówię, ja jego decyzję rozumiem, ale najzwyczajniej w świecie nie szanuje. Nie przyjmuje do wiadomości tego co widziałem i nie chcę tego pamiętać.

Trzymając się mojej owocowej metafory powiedzieć wypada, że morał z tej smutnej opowieści jest taki, iż starych drzew się nie przesadza. Owoce, które rodzą takie drzewa nie smakują już tak jak dawniej. Często są dziwaczne i kwaśne a jeszcze częściej popsute i gorzkie.

1 komentarz:

  1. Też to widziałem. Patrzyłem na to z obrzydzeniem, podobnie jak na Chylińską, gdy pojawił się jej singiel do ostatniej solowej płyty.
    Nie ma nic złego w robieniu kasy na muzyce, nawet w zmianie nurtu z rocka na "popa", ale jeśli ktoś całe życie pluje na popowe gwiazdeczki, a później sam staje się jedną z nich, to zbiera mi się na wymioty.

    OdpowiedzUsuń