czwartek, 8 lipca 2010

Korzenie na Antypodach

Gdzieś w zakamarkach terminologii gatunków muzycznych przyczepił się do mnie termin roots rock. Co też może on oznaczać? Tak na chłopski rozum, będzie to muzyką nawiązująca do korzeni. Czyli do czego? W pierwszym odruchu można przywołać w pamięci cytowane niemal wszędzie powiedzenie, którego autorem miał być Willie Dixon, że korzenie wszelkiej muzyki do blues. I w przypadku roots rocka jest to prawda, ale nie do końca. Bo twórczość artystów opisywana tym terminem nawiązuje do ich własnych indywidualnych korzeni, zatem do bluesa również, lecz nie tylko. Oprócz bluesa może to być stary dobry rock and roll, country, reggae a nawet meksykański folklor (jak w przypadku grupy Los Lobos). Jednak jak to zwykle z dziwnymi terminami bywa, także znaczenie pojęcia roots rock czy też roots music zostało przeinaczone. Za zmianą tą stoją w moim mniemaniu mieszkający w Australii artyści reprezentujący dość szeroką grupę zespołów i muzyków grających roots music. Jest to, swoją drogą, niezwykle barwne środowisko profesjonalistów tworzących świetną muzykę. Warto temu zjawisku przyjrzeć się dokładniej, co na pewno uczynię w wolnej chwili. Teraz wystarczy wymienić kilka nazwisk-drogowskazów, które pozwolą dociekliwemu czytelnikowi na rozpoczęcie poszukiwań na własną rękę. Posuchajcie: Dallas Frasca lub Chase the Sun. Tym co łączy większość tych artystów jest słyszalne niemal od razu źródło ich inspiracji. Głośno i wyraźnie słychać tutaj echa twórczości Bena Harpera. W tym miejscu przychodzi mi do głowy ciekawe pytanie: skoro muzykę zainspirowaną dziełami Harpera nazywa się w Australii roots rock (roots music), to czy samego Bena Harpera można określić jako muzyka grającego roots rock?

Bez względu na to jaka będzie odpowiedź, czas zakończyć ten przydługi wstęp i przejść do meritum niniejszej notki czyli do Bena Harpera i jego dwóch ostatnich płyt: studyjnej – White Lies for Dark Times i koncertowej – Live from the Montreal International Jazz Festival. Na obu albumach towarzyszy Benowi zespół Relentless 7 i zdaje się, ze jest to grupa najlepszych muzyków grających do tej pory na etacie u Harpera.

To co zrobili wspólnie na płycie White Lies for Dark Times, jest kolejnym ogromnym krokiem naprzód w karierze Harpera. Płyta nie daje chwili wytchnienia. Każdy numer absorbuje i uzależnia słuchacza całkowicie. Hipnotyczne rytmy, motoryczne riffy i oryginalne melodie muszą uzależniać. Pierwszy utwór jest doskonałą zapowiedzią całej płyty. Motyw przewodni utworu Ben gra slidem na swojej ulubionej gitarze Asher Lap Steel. Patenty tego typu stały się już znakiem rozpoznawczym artysty i zawędrowały do Australii i dalej. Kolejne utwory to kolejne odkrycia. Nowe muzyczne lądy pełne niezbadanych miejsc i niezwykłych stworzeń. Wspomnę w tym miejscu jeszcze następny utwór „Up to You Now”. Co tam się dzieje! Tego trzeba posłuchać. Artyści wprost po mistrzowsku operują nastrojem, a słuchacz zostaje zdruzgotany.

Jeśli chodzi o płytę koncertową to… Co ja wam będę opowiadał. Trzy słowa:
1. Energia
2. Pasja
3. Radość
Posłuchajcie tej wersji nieśmiertelnego „Red House”. Szczęka wiecie gdzie (przynajmniej niektórzy wiedzą).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz