poniedziałek, 28 czerwca 2010

Na drodze do Nowego Orleanu

W trakcie rutynowych poszukiwań nowości podejmowanych przez miłośników muzyki zdarzają się historie niesamowite. Przekopując dziesiątki płyt, niusów i stron internetowych natrafiłem na pojawiające się tu i ówdzie nazwisko Anders Osborne. Pierwszy krok - myspace. Pierwszy z kolei utwór na myspace'owym odtwarzaczu. Pierwsze dźwięki i już wiedziałem. Wiedziałem, że muszę mieć tę płytę. Dokładnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że album ten będzie dla mnie niesamowitym przeżyciem. Kolejne dźwięki, kolejne kawałki, a ja coraz bardziej nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że czeka mnie muzyczne odkrycie roku. Podobne historie zdarzają się rzadko, a ich zapowiedzią jest niezmiernie trudne do opisania zjawisko dziwnego podniecenia. Najpierw euforia i oszołomienie - skąd jest ten koleś? Gdzie on się podziewał, że dopiero teraz o nim słyszę? Później nienasycenie - chcę więcej! Muszę mieć tę płytę! Dalej - nerwowe oczekiwanie na przesyłkę. Czułem się podobnie do dziecka, które w gwiazdkowy wieczór wyczekuje momentu, kiedy wreszcie będzie mogło otworzyć pierwsze prezenty.

Czas na kilka faktów. Anders Osborne to niezwykle barwna postać. Urodzony w Szwecji pół życia spędził na tułaczce po całym świecie, aby w końcu osiąść w Nowym Orleanie, który nazywa swoją ziemią obiecaną. Muzyczna scena Nowego Orleanu natychmiast pochłonęła go całkowicie. On sam zaczyna współpracę z takimi sławami jak Keb' Mo' (za kompozycje, które znalazły się na jednej z jego płyt Osborne otrzymał Grammy), Tab Benoit czy Jonny Lang. Po kilku dość wysoko ocenianych, jednak znanych jedynie lokalnie albumach, pojawia się American Patchwork.

Album otwiera prawdziwy kozak "On The Road To Charlie Parker". Takich numerów nie da się opisać, trzeba posłuchać. Płyta zawiera 10 utworów, z których każdy jest kompozytorskim majstersztykiem. Linie wokalne pełne są emocji i melodyjnych niuansów. Barwa głosu Andersa po prostu zachwyca, a charakterystyczny sposób śpiewania oraz zaskakujące smaczki dykcyjne są prawdziwą ucztą dla uszu.
Aby określić ogólny styl tego krążka najbezpieczniej będzie użyć określenia blues-rock. Choć jest tu w zasadzie wszystko: energia i świeżość, radość i melancholia. Przede wszystkim jest jakiś niesamowity magnetyzm, który nie pozwala przestać słuchać tej muzyki.

Na koniec warto dodać, że przy produkcji płyty wspomógł Osborna przyjaciel z zespołu Galactic - Stanton Moore, który również nagrał partie bębnów, a album wydała legendarna bluesowa wytwórnia Alligator.
Posłuchajcie tego koniecznie!!

5 komentarzy:

  1. Brakuje nawiązania do owoców.

    Może dopisz, że gość ma jaja jak arbuzy?

    OdpowiedzUsuń
  2. jego muza jest wielkim nawiązaniem do owoców, nie trzeba pisać oczywistości:) poza tym nie mam pewności czy ma jak arbuzy. A co jeśli ma jak orzeszki? okaże się wówczas, że jestem niekompetentny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałem, że wiesz takie rzeczy :/

    OdpowiedzUsuń
  4. 57 year-old Office Assistant IV Giles Ertelt, hailing from Burlington enjoys watching movies like My Father the Hero and Skateboarding. Took a trip to Coffee Cultural Landscape of Colombia and drives a Z8. Teraz kliknij tutaj

    OdpowiedzUsuń